Polityka
Pokój jest ideą słuszną, choć rozumianą przeważnie jako brak konfliktu zbrojnego — rzadko rozpatruje się go w kontekście konfliktów gospodarczych, społecznych czy ideowych, mimo iż te rządzą się podobnymi prawami co wojna. Zaś naturą wojny jest to, że wszystko co korzystne dla rywala pozostaje niekorzystne dla nas i vice versa.
Władca miasta bądź rządząca nim rada wie, że każdy konflikt jest wieloparadygmatowy i nie sprowadza się jedynie do serii zbrojnych potyczek, oderwanych od rzeczywistości. Te są poprzedzone skomplikowaną grą prowadzącą do wyczerpania innych metod osiągnięcia przewagi nad innymi, takich jak przejęcie środków produkcji, zdobycie uznania wśród obywateli czy po prostu przekonanie innych do swojego światopoglądu. Dlatego, nawet długo po ustaniu aktów właściwej przemocy, konflikt nadal istnieje, objawiając się we wszystkich dziedzinach życia — od wychowania nowych obywateli, przez naukę aż po umowy handlowe między najważniejszymi organizacjami.
Trudność prawidłowej analizy
Popularnym i według mnie właściwym stwierdzeniem jest: „Ten, kto nie zna historii, skazany jest na powtarzanie jej błędów”. Brak łatwo dostępnej edukacji oraz niewielka ilość źródeł pisanych dotyczących wszelkich historycznych konfliktów generują w społeczeństwie krótkowzroczność i tendencję do analizowania konfliktu zbrojnego jedynie w kontekście tych jego skutków, które są społeczeństwu najbliższe.
Zręczny polityk, który w imię pokoju skrytykuje miasto za zwiększanie wydatków na obronność, może być zarówno szczerze przejęty zagrożeniami za tym idącymi, jak również wypowiadać się instrumentalnie, by wzbudzić w obywatelach strach przed "nową wojną" i nie dopuścić do wzmocnienia się przeciwnika. Na podobnej zasadzie działałoby oburzenie Karka-han wobec zorganizowania dużego ośrodka przemysłu ciężkiego w innym miejscu bądź zaniepokojenie Thuzal na wieści o budowaniu silnej diaspory drowów gdzieś na Północy.
W końcu, dzięki układom ośrodków władzy, biurokracji i patrycjuszy, sprawowanie nadzoru zostało skutecznie utrudnione dzięki skomplikowanym procedurom i stanowiskom, które służą wyłącznie zwalczaniu podobnych im stanowisk w innych miastach — to jest, konkurujące ze sobą przedsiębiorstwa prywatne, wzajemnie się sobie przypatrujące agencje szpiegowskie czy gałęzie strategiczne, jak szkoły magii zazdrośnie strzegące swoich zasobów.
Prosty lud słusznie pojmuje wszelkie te sprawy za zbyt skomplikowane, bowiem takimi właśnie zostały uczynione, by ukryć postępki nieuczciwej władzy i uniemożliwić zrozumienie konfliktu. Konfliktu, jako zjawiska znacznie szerszego od samego aktu fizycznej przemocy, a często przecież mającego źródło w urządzonych na wiele lat wcześniej umowach pomiędzy ważnymi tej krainy.
Przekleństwo miast-państw
Podstawową indolencją całej krainy jest brak wspólnej polityki obronnej na wypadek zagrożeń zewnętrznych czy klęsk naturalnych. Władze są zorientowane na zachowanie status quo w swoich miastach i czasem na poszerzenie swoich wpływów na słabsze osiedla. Jednak przez urządzenia władzy, o których pisałem wcześniej, a które utrudniają doprowadzenie do stosownego porozumienia — na przykład, traktując rozmowy pokojowe i większe zebrania dyplomatyczne jako okazję do polepszenia swojej pozycji — niemożliwe jest stworzenie sensownej i wspólnej polityki obronnej opartej o same traktaty, tak łatwo przecież łamane, co obnaża ich dotychczasowy brak silnych podstaw w społeczeństwie.
Co więcej, dotychczasowa historia pokazuje, że żaden gracz nie był w stanie osiągnąć opłacalnej przewagi nad pozostałymi miastami bez dodatkowych szkód dla siebie (zmuszając do coraz bardziej radykalnych kroków w celu osiągnięcia przewagi) lub innych (wzmagając wzajemną niechęć i napędzając wyścig zbrojeń). Przekonały się o tym boleśnie Nithal, które przez brak kadr oraz szerokiego poparcia utraciło w roku 1328 swoją hegemoniczną pozycję, Gildia Cechów prowadząca coraz bardziej nieefektywną i podporządkowaną sprawom wojskowym ekonomię czy w końcu dominium miasta Eder, które przez gospodarkę opartą na rabunku i silnym ośrodku władzy centralnej zapadło się niedawno przez nieobecność jego przywódcy i głównego straszaka zarazem. Żaden z tych podmiotów nie był w stanie obronić się samodzielnie, a mimo to ich polityka dostarczyła krainie przykrych konsekwencji.
Kwestią domysłów pozostaje, czy ktokolwiek z nich byłby w stanie ochronić krainę przed silnym przeciwnikiem spoza Margonem, skoro i tak mieli oni dość problemów z samymi sobą.
Metoda
Wojna jest przedłużeniem polityki, po prostu operuje innymi środkami; polityka natomiast kieruje się przeważnie chłodną kalkulacją dostępnych środków. Zatem najprościej — choć nie najłatwiej — jest uczynić konflikty nieopłacalnymi, aby znajdowały opór ciągle, a nie jedynie wywołany traumami nabytymi w ich trakcie. Społeczeństwo ma tendencję do zapominania o trudnościach konfliktów, gdy odchodzi pamiętające je pokolenie — nowe natomiast zna te problemy głównie z opowieści swoich rodziców i mentorów, często przekłamane przez osobisty światopogląd. I mowa tu nie tylko o zapobieganiu konfliktom zbrojnym, ale takim ustawieniu rzeczywistości, aby premiowane były równość wobec prawa, wolność gospodarcza i postawa wspólnotowa, zaś karane — podstęp, podburzanie jednych przeciw drugim oraz wskazywanie palcem „wrogów publicznych” jako wygodny sposób budowania własnej pozycji w oparciu o strach.
Jednak wielkie rewolucje zawsze znajdują opór, czy to w konserwatyzmie czy to w innych poglądach na rozmaite sprawy — to jest: gospodarcze, społeczne, ideowe czy wojskowe. Utrudniają także utrzymanie stabilnej władzy bez posiadania kosztownej armii tłumiącej zapędy rewizjonistyczne. Jak zatem należy postępować?
Stawiam następujące tezy:
1. Drogą dyplomatycznych urządzeń należy związać miasta krainy unią handlową i celną, przewidującą równe prawa na wolnym rynku, pozbawionym przywilejów wynikających ze stanu społecznego oraz stymulując wspólne inwestycje i takoż wspólnymi siłami rozwój gospodarczy w Margonem. Prosto sprawę ujmując, każdy będzie mniej skłonny do szkodzenia innym wiedząc, że tym samym naruszy i swoje interesy.
2. Podobnymi urządzeniami dyplomatycznymi należy podpisać traktat o wzajemnej nieagresji, zobowiązujący sygnatariuszy do ograniczenia zbrojeń oraz współpracy na rzecz kontrwywiadu i obronności militarnej całej krainy, z zachowaniem autonomii każdego z miast. Ów traktat powinien skutecznie uniemożliwiać objęcie przez miasto bądź związek miast nieuczciwej przewagi nad resztą wszelkimi metodami, zbrojnymi lub też nie.
3. Edukacja — a konkretniej, piśmiennictwo, matematyka oraz umiejętność rzetelnej analizy faktów — powinna być bardziej powszechna. Wykształcone społeczeństwo będzie podejmować bardziej rozsądne decyzje i nie da się tak łatwo oszukać władzy tudzież wybierze taką, która rzetelnie zrealizuje interesy obywateli w mieście i krainie.
Tezę numer 2 uważam za szczególnie istotną — żadna armia nie da rady obronić krainy, jeżeli jej żołnierze przyjdą z różnych miejsc, pod różnymi dowódcami, z różnymi sposobami walki i niejednolitym wyposażeniem. Biada im, jeżeli się okaże, że żołnierze nigdy nie widzieli na oczy terenu objętego walkami — wszakże siedzą oni głównie w miastach, z rzadka zapuszczając się na pustkowia i nie przeprowadzając tam manewrów.
Jednocześnie uważam, że na początku nie warto wychodzić dalej — to jest, nie wiązać się odgórnie bardzo zobowiązującymi sojuszami czy wymuszać ścisłą współpracę wojskową albo naukową. Tym bardziej, że daleko idące traktaty są doskonałą okazją do zagarnięcia większej władzy przez już istniejące władze czy inne grupy wpływu.
Mrzonki?
Moje tezy raczej nie znajdą wielkiego poklasku wśród klasy rządzącej w krainie — jak pisałem, ta jest zorientowana głównie na swoim interesie, niezależnie, czy ma on źródło w dobrych czy złych intencjach. Historia pokazuje, że brak silnej pracy u podstaw i zmiany procesu myślenia mieszkańców krainy prowadzi albo do pustych traktatów, nie mających pokrycia w rzeczywistości (jak nieudany Szczyt Bezpieczeństwa), albo do charyzmatycznego panowania, cechującego się gwałtownością i bolesnymi skutkami dla innych (jak agresywna polityka Gildii Cechów czy pax Ederica po wojnie, którego upadek widzimy na własnych oczach).
Anward vel Cornelius